Lecimy!

Twój Strażnik wagi

niedziela, 31 lipca 2016

Elvis' Tribute

Masło orzechowe. Temat rzeka. Ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Długo by o tym pisać, więc powiem, co o tym sądzę.

Przede wszystkim, masło orzechowe (z fistaszków) nie jest takie super-cool-i-w-ogóle. Nie jest niezdrowe, ale też nie jest potrawą bogów. Jedno jest pewne-jest silnie...uzależniające. Tak. Ale to tyczy się w zasadzie tylko tych ze sklepowych półek. Masło orzechowe zrobione jedynie ze zmielonych orzechów (i ewentualnie szczypty soli) jest perfekcyjnym zamiennikiem dla niezdrowych smarowideł. W końcu lepiej zjeść masło orzechowe, niż słoik Nutelli ;)

Ja masło orzechowe robiłam ok. 15 minut. 99,5% fistaszków, 0,5% soli :) Ot tak, dla smaku. A na śniadanie zrobiłam ulubioną kanapkę Elvisa Presley'a. W troszkę zdrowszej wersji. Bułka owsiana, masło orzechowe i banan. Pyszne, sycące. I jeszcze raz pyszne.

Węglowodany złożone (bułka), 'dobre' cukry (banan), zdrowe tłuszcze, białko i błonnik (masło orzechowe). Czego chcieć więcej? :)


 

sobota, 30 lipca 2016

Cały tydzień

Uff! Tydzień! Tyle mnie nie było. Nie, wcale się nie poddałam. Wręcz przeciwnie ;) Po prostu nie miałam internetu. Za to dużo eksperymentowałam w kuchni. I wiecie co? Nie zrobiłam żadnych zdjęć. ŻADNYCH.

Kupiłam ziarno sezamu. W rozdrabniaczu zmieliłam je na coś w rodzaju mąki sezamowej. No, nie do końca mąki, bo po wytrąceniu się tłuszczu była dość lepka, ale nie była też konsystencji masła orzechowego, więc zostawiłam to tak, jak jest. Następnie zrobiłam z nich 3 wspaniałe rzeczy :)

1. Chałwa-tak. Taka słodycz. Ale zdrowa! Z mnóstwem witamin, minerałów, białka, błonnika i zdrowych tłuszczy. Jak to zrobić? Nic prostszego. Mąka sezamowa + miód (do smaku). No i jeszcze u mnie była odrobina ekstraktu waniliowego :) I tyle! Można dodać kakao, bakalie, co tylko się chce. Zdrowe słodycze to jest to!

2. Pasta sezamowa (masło sezamowe). Czyli mąka sezamowa + olej sezamowy nierafinowany + odrobina miodu. Pyszne z waflami ryżowymi, bułeczką razową lub na pumperniklu. Taka chałwa do smarowania :)

3. Crunchy (granola). Tak. Ale nie takie, jak w sklepie-z mnóstwem konserwantów, cukru i innych niepotrzebnych rzeczy. Takie proste. Ciężko mi teraz określić ilość składników, jednak możecie sami kombinować-w kuchni trzeba być kreatywnym i eksperymentować :) Płatki owsiane i orkiszowe (w sumie ok. 300g) zmieliłam w blenderze. Wymieszałam je z mąką sezamową (ok. 150-200g), dodałam trochę miodu do smaku (ok. 2 duże łyżki) i wody (pół szklanki). Wszystko przełożyłam do wyłożonej papierem do pieczenia blachy i mocno ugniotłam. Wstawiłam do nagrzanego do 180*C piekarnika na kilka minut-aż wierzch całej masy był widocznie suchy (ok. 10-15 minut). Następnie drewnianą łyżką wszystko 'porozbijałam' na kawałki i piekłam jeszcze pół godziny w 140*C.

Do crunchy oczywiście możecie dodać swoje ulubione dodatki-orzechy, kakao, cynamon. Co tylko chcecie! To ma Wam smakować! :) Odchudzanie z wielką przyjemnością :)

poniedziałek, 25 lipca 2016

Najlepszy obiad na lato!

Wczorajszy przepis widocznie baaardzo Wam się spodobał :) Pomyślałam, że mój dzisiejszy obiad również przypadnie Wam do gustu :) Jest prosty, sycący, nadaje się zarówno na grilla jak i do piekarnika. Robi się go szybko, a zjada-jeszcze szybciej! :)

Składniki:
1 średniej wielkości cukinia
1 kula sera Mozarella (u mnie Galbani light)
Ulubione zioła i przyprawy
Oliwa z oliwek dobrej jakości
sól, pieprz

Cukinię myjemy, odcinamy końce. Koimy w cienkie plastry ('grubą' obieraczką, specjalną tarką do warzyw lub krajalnicą).



 Mozarellę kroimy w słupki (grube plastry, później je przecinamy).



Cukinię lekko oprószamy solą, pieprzem i ulubionymi przyprawami (u mnie zioła prowansalskie). Kładziemy po jednym słupku mozarelli i zwijamy.



 Nabijamy na 1-2 patyczki od szaszłyków lub wykałaczki. Lekko skrapiamy oliwą z oliwek.

[Grill]
Kładziemy na specjalną aluminiową tackę i pieczemy kilka minut, następnie przewracamy na drugą stronę.

[Piekarnik]
Wykładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Wstawiamy do nagrzanego do 180*C piekarnika na ok. 10 minut.







niedziela, 24 lipca 2016

Wilk syty i owca cała, czyli o wegańskim czekoladowym FIT cieście

Chwilę mnie nie było. Ale to tylko chwilę. Niedziela. Niedzielny obiadek. Niedzielny deserek. No właśnie. DESER. Miałam zrobić 'coś słodkiego, czekoladowego, żadnych słodzików i płatków owsianych!'. Brzmi jak wyrok. Ale wcale tak nie było. Rodzinka nie chciała niczego FIT? A jednak to dostali. I szybko zostało zjedzone :)

Ale do rzeczy. To jest wszystko, co najlepsze. Bez pieczenia, wegańskie, bezglutenowe, łatwe, ze zdrowymi tłuszczami i wieloma witaminami. Czekoladowo-kokosowe ciasto daktylowe. Tak!

Przepis:

[Ciasto]
400g suszonych daktyli
100g dowolnych orzechów (w moim przypadku były włoskie)
60g kakao (dobrej jakości, polecam Wedel Extra Ciemne z Ghany)
50ml wody
1 łyżeczka nierafinowanego oleju kokosowego (u mnie KFD)

Olej kokosowy stopić, lekko ostudzić.Wszystkie składniki (oprócz wody) wrzucamy do rozdrabniacza.



 Mielimy na drobny mak. Dodajemy wodę-po jednej łyżce. Masa powinna być wilgotna, ale nie rzadka. Gdy wszystko się dobrze połączy (ale nadal będą widoczne kawałki orzechów), przekładamy do formy (śr. 20cm) delikatnie wysmarowanej stopionym olejem kokosowym (wystarczy jedna kropelka).



Wyrównujemy-warto przygotować czystą łyżkę i maczać ją w wodzie, a następnie wygładzać masę. Wstawiamy do lodówki.



[Polewa]
2 łyżeczki nierafinowanego oleju kokosowego
ok. 50g miodu
1 łyżka kakao

Olej kokosowy topimy, dodajemy miód, mieszamy. Dodajemy kakao i dokładnie rozcieramy. Masa powinna być rzadka, w trakcie ucierania powinna zgęstnieć. Próbujemy-jeżeli polewa jest zbyt słodka-dodać kakao, jeżeli zbyt gorzka-trochę miodu.

Polewamy masę przygotowaną polewą i posypujemy wiórkami kokosowymi. Wstawiamy do lodówki na min. 2 godziny. Kroimy nagrzanym nożem. Smacznego! :)




czwartek, 21 lipca 2016

Dzień trzeci?

Padam z nóg. Wczoraj moje 'cardio' to kilkugodzinne spacery po całym mieście. Mnóstwo spraw do załatwienia. Wszystko na piechotę. Jak wczoraj z dietą? Nie było źle. Dobrze też nie, ale nie było niezdrowo. Było tak....tak zwyczajnie.

Nie, żeby dzisiaj było lepiej. Zjadłam dużo. Dużo za dużo. Pociesza mnie tylko fakt, że nie były to słodycze. Wiem, że to nie jest żadne wytłumaczenie, ale chyba lepiej, jeżeli zjem więcej zdrowych rzeczy i w końcu się odzwyczaję od słodkości, niż żebym miała wszamać 3 tabliczki czekolady...

Mało ciekawy blog, wiem. Przypominam sobie moje stare 'fit-przepisy'. Gdy jadłam 1500-1800 kcal dziennie, a do tego codziennie biegałam i ćwiczyłam. I żyłam. A teraz? Ostatnio jadłam +3000kcal, bez ćwiczeń. Ostatnio. Taak. Ostatnie pół roku. Odbiło mi się to teraz, oj, odbiło.

Dzisiejsze obżarstwo palę jazdą na rowerze (+25 km), bieganiem (10km) i spacerem (10km). Chyba tyle jem z nudów. Ale też ciężko wyjść na spacer na kilka godzin, by zabić czas. Nie wiem, jak to będzie. Dopiero 3 dzień a ja już mam ochotę się poddać.

wtorek, 19 lipca 2016

Let The Games Begin!

No i się zaczęło. Jak na pierwszy dzień-nie jest źle. Kiedyś jadłam tylko zdrowe rzeczy i wszystko było dobrze, ale jak już czasem człowieka wciągnie w wir śmieciowego żarcia, to może być ciężko z niego wyjść... Nie wiem, od czego to się robi, może od zbyt restrykcyjnej diety? Zbyt małej ilości kalorii w diecie? Nie wiem. Na wszelki wypadek przygotowałam sobie małą ściągę, aby nie zapomnieć, czego potrzebuję ;)




Chciało mi się czekolady. Ooo tak. Orzechów w domu brak, a wolałam nie wychodzić do sklepu-z obawy o nagrodzenie samej siebie za cały dzień diety ;) Ale znalazłam ratunek. Mleko, wysokiej jakości kakao i stewia działają cuda. Wytrzymam.

Szerokim łukiem omijałam dziś wielką torbę Kangusów, pudło lodów i nieskończoną ilość słodyczy. Nussbeiser, batoniki, cukierki i francuskie bułeczki z budyniem i rodzinkami. Tak to jest, gdy jako jedyna w domu staram się wrócić do dawnego trybu życia. 

Jeżeli chodzi o ćwiczenia, to postanowiłam jedną rzecz-30 minut 'cardio'. Spacer, jazda na rowerze, bieganie, orbitrek. Cokolwiek. Byle było minimum 30 minut. Póki co, tyle wystarczy. Wstyd mi za siebie, że tak się zapuściłam. Niezdrowe jedzenie, brak ruchu. Nie wiem, czemu... :(

Tak więc dzisiejszy bilans to:
Śniadanie: kawa, grahamka z serkiem
II Śniadanie: kefir, banan
Obiad: kotlety sojowe, jabłko
Podwieczorek: kakao (cały kubek)
Kolacja: pierogi z jagodami, jogurtem i łyżeczką miodu

Mogło być lepiej, wiem. Jednak może właśnie w tym leżał problem moich powrotów do zdrowego odżywiania-że pierwszy dzień był zbyt restrykcyjny. Zobaczymy w najbliższym czasie. Grunt, że nie ruszyłam słodyczy! :)
A teraz lecę na spacer z psem, później najprawdopodobniej 30 minut na orbitreku :)




poniedziałek, 18 lipca 2016

Zaczynamy!

Nigdy, absolutnie NIGDY bym nie pomyślała, że złożę papiery na AWF. 

W podstawówce jakoś czasem ćwiczyłam na lekcjach WF, natomiast w gimnazjum-zawsze bolała mnie głowa/brzuch/nie miałam stroju. Technikum-ta sama sytuacja.

Zawsze lubiłam gotować, a co za tym idzie-dużo jeść. Miałam nadwagę, było baardzo źle. W 2013 postanowiłam zmienić coś w swoim życiu-ograniczyć chipsy, zacząć ćwiczyć (ahh, te szalone 10 brzuszków dziennie). Z czasem zaczęłam troszkę biegać, więcej ćwiczyć. W 2014 zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to, co jem-wyeliminowałam cukry, niezdrowe tłuszcze. Waga leciała w dół jak szalona. 2015 rok to była huśtawka-raz chudłam, raz tyłam. W ciągu roku waga wahała się między 58 a 63 kg. Tak. To spora różnica. W październiku znowu postanowiłam wziąć się za siebie-by dobrze wyglądać na studniówce. Do połowy lutego 2016 ważyłam 56 kg.

Ale potem.... Potem znowu zaczęło się olewanie zdrowego jedzenia. Słodycze, słodycze i jeszcze raz słodycze. Nie znałam umiaru. Nadal nie znam. Dlatego też tutaj jestem i piszę tego bloga. Z wagą...66 kg. Na 166 cm wzrostu. Ze złożonymi papierami na AWF.
Co zabiorę się za chudnięcie-tak poprzestaję po 1 czy 2 dniach. I to jest właśnie to-jeżeli będę pisać o tym, co jem, jak ćwiczę-będę miała motywację, by się tego trzymać. Tak, tak wiem-jest mnóstwo blogów o tym. Jednak może dzięki temu wytrwam :) 

Mam czas do pierwszego października. 
Schudnąć.
Przynajmniej 4 kg. 
To jak, zaczynamy?