Nigdy, absolutnie NIGDY bym nie pomyślała, że złożę papiery na AWF.
W podstawówce jakoś czasem ćwiczyłam na lekcjach WF, natomiast w gimnazjum-zawsze bolała mnie głowa/brzuch/nie miałam stroju. Technikum-ta sama sytuacja.Zawsze lubiłam gotować, a co za tym idzie-dużo jeść. Miałam nadwagę, było baardzo źle. W 2013 postanowiłam zmienić coś w swoim życiu-ograniczyć chipsy, zacząć ćwiczyć (ahh, te szalone 10 brzuszków dziennie). Z czasem zaczęłam troszkę biegać, więcej ćwiczyć. W 2014 zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to, co jem-wyeliminowałam cukry, niezdrowe tłuszcze. Waga leciała w dół jak szalona. 2015 rok to była huśtawka-raz chudłam, raz tyłam. W ciągu roku waga wahała się między 58 a 63 kg. Tak. To spora różnica. W październiku znowu postanowiłam wziąć się za siebie-by dobrze wyglądać na studniówce. Do połowy lutego 2016 ważyłam 56 kg.
Ale potem.... Potem znowu zaczęło się olewanie zdrowego jedzenia. Słodycze, słodycze i jeszcze raz słodycze. Nie znałam umiaru. Nadal nie znam. Dlatego też tutaj jestem i piszę tego bloga. Z wagą...66 kg. Na 166 cm wzrostu. Ze złożonymi papierami na AWF.
Co zabiorę się za chudnięcie-tak poprzestaję po 1 czy 2 dniach. I to jest właśnie to-jeżeli będę pisać o tym, co jem, jak ćwiczę-będę miała motywację, by się tego trzymać. Tak, tak wiem-jest mnóstwo blogów o tym. Jednak może dzięki temu wytrwam :)
Mam czas do pierwszego października.
Schudnąć.
Przynajmniej 4 kg.
To jak, zaczynamy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz